05/07/17

Z cyklu: „Z życia rekrutera” – o pierwszym dniu w pracy (na wesoło)

Sponsorem dzisiejszego odcinka jest literka „P” jak praca, pracownik, pierwszy (dzień w pracy) i pleonazm (mądre słowo).

Słońce za oknem, wiatraki / klimatyzacja brzęczy aż miło, dzieciaki wysłane na wakacje, sezon urlopowy w pełni… sama radość to i temat będzie radosny i przyjemny (szczególnie, że ostatnimi czasy katowałem wszystkich przepisami, definicjami, zasadami, kodeksami … uff).

Jak zbudować dobre relacje w miejscu pracy będąc nowym pracownikiem. Ileż to publikacji dotyczących tego tematu mieliśmy okazję przeczytać, ile teorii dotyczących tegoż zagadnienia wdrażaliśmy w życie z lepszym i gorszym skutkiem, ile mądrych głów wbijało w nas zasady tego jedynego / właściwego podejścia do wspomnianego zagadnienia, ileż to…

Czytając doskonały tekst Anny Tkaczyk (pozdrawiam serdecznie) „Czy emocje w biznesie są potrzebne?” zacząłem zastanawiać się nad wyraz oczywistym zagadnieniem dotyczącym interakcji / emocji także na linii współpracownik – współpracownik. Autorka wspomnianego tekstu zwraca uwagę na ludzki aspekt interakcji w biznesie / negocjacjach i oczywiście ma to takie samo przełożenie na każdą inną formę komunikacji biznesowej. Zatrzymajmy się w takim razie na emocjach w miejscu pracy (szczególnie na początku przygody z danym pracodawcą a umówmy się – to jest czas gdy emocje buzują niczym w dobrym romansie rodem z poczytnego swego czasu harlequina).

Każdy z nas przeżył pierwszy dzień w pracy (część z nas nawet kilkukrotnie 😊 ). Pamiętacie? Nerwy, emocje, stres, jak to będzie, co to będzie, jak mnie przyjmą, co jeśli mnie nie polubią, wątpliwości i pytania bez odpowiedzi można mnożyć / usuwać / dodawać / hulaj dusza, piekła nie ma.

No cóż, budzik zadzwonił a my pełni pozytywnego nastawienia i niepokoju ubieramy skrzętnie przygotowane ubranie, przełykamy z bólem gardła śniadanie i ruszamy do boju kreując wizje jak nasz sądny dzień będzie wyglądał.

Zaznaczam, że nie będzie to poradnik co robić a czego nie robić a jedynie garść doświadczeń w temacie, które to mogą te pierwsze dni ułatwić  (z punktu widzenia pracownika – o pracodawcy innym razem).

No to drogi pracowniku otworzyłeś drzwi miejsca pracy i o dziwo uświadamiasz sobie, że nie masz bladego pojęcia co powinieneś z sobą począć 😊 i jest to najnormalniejsza sytuacja w świecie. Dlaczego? Otóż dlatego, że skąd niby masz to wiedzieć? Rekruter / przełożony / opiekun zapewne wskazał Ci najważniejsze aspekty i parametry Twojej pracy ale diabeł to taka cwana bestia, że tkwi w szczegółach, i wiedza ogólna o stanowisku na nie za wiele się tu zdaje.

Zacznij może zwyczajnie od przedstawienia się swojemu nowemu zespołowi (będziesz z nimi spędzać dobre kilka godzin dziennie) i „ogarnij” logistykę obiektu. Kuchnia, toaleta, Twoje miejsce pracy, etc… porozglądaj się wokół by przyswoić parametry techniczne miejsca – to zaprocentuje w przyszłości sprawnym poruszaniem się po obiekcie.

Pisałem byś przedstawił się drogi pracowniku zespołowi (oczywista oczywistość jak masło maślane – ach te pleonazmy) jako, że oni siebie znają a Ty ich wcale. Zamienienie kilku słów z nowymi współpracownikami pozwoli Ci po pierwsze przełamać stres przed kontaktem z nowymi ludźmi, im pozwoli choć odrobinę Ciebie poznać i nawiązać kontakt 😊 spróbuj, niczym nie ryzykujesz a i tak prędzej bądź później będziesz musiał wejść z nimi w komunikację.

Druga bardzo ważna sprawa to określenie kto jest Twoim opiekunem / mentorem / buddym (jak zwał tak zwał, grunt by był pomocny 😊 ) i to o czym piszę dość często – pytać, pytać, pytać! Notować, notować, notować! Czerpać jak wiele można no bo kiedy jak nie teraz? No kiedy?

Pierwsze zadania mogą okazać się totalną porażką (choć nikt Tobie tego nie życzy) ale ten aspekt jest już wliczony w ryzyko podjęcia nowego wyzwania. Grunt to wyciągać wnioski, i sukcesywnie przeć do przodu (i znów pleonazm).

 

To, że oczekujemy od siebie dużo w nowym miejscu pracy jest naturalną konsekwencją naszej chęci jak najlepszego zaprezentowania siebie i zdobycia uznania oraz szacunku. Tak długo jak nie przeradza się to w niezdrowy pracoholizm (pisałem o tym niedawno) jest to stan jak najbardziej wskazany, gdyż pozytywnie nas nakręca do coraz to nowych działań i podejmowania wyzwań a docelowo podnoszenia kompetencji (co pracodawcy także dostrzegają) – chęci często nie przekładają się od razu w spektakularny sukces, ale sam działanie, praktyka, konsekwencja prędzej (aniżeli późnej) nas do niego doprowadzą.

Drogi nowy pracowniku – zanim pójdziesz do pracy stań proszę przed lustrem, spójrz na siebie i powiedz sobie dlaczego jesteś dobrym pracownikiem na danym stanowisku i dlaczego ten dzień przyniesie Tobie coś nowego, dobrego i podniesie Twoje umiejętności.

Takie samosprawdzające się przepowiednie często się sprawdzają a Twoje późniejsze sukcesy przekładają się na sukces Twojego pracodawcy – układ idealny 😊

I tym pozytywnym akcentem kończę na dziś i zapraszam do kolejnego wpisu, który to pojawi się niebawem.

Do przeczytania.

 

Autor: Grzegorz Zgorzelski

HR Navigator

 

 

 

 

 

 

 

 

Oferty pracy Kontakt